poniedziałek, 11 lutego 2013

Ron Leshem, „Twierdza Beaufort”


Tym razem idziemy na wojnę. Na taką prawdziwą. Niech trzęsie portkami ten, kto na niej jeszcze nie był! A dziwna to wojna. Nie odniesiemy w niej błyskotliwego zwycięstwa. Nie mamy szans na to, aby zostać bohaterami. Mamy po prostu trwać. Od czasu do czasu ktoś w nas będzie strzelał. Nie do końca wiemy kto i skąd. Jak nas trafi to mamy obowiązek zginąć. Wszystko po to, aby na koniec się wycofać. Tak po cichutku. Tak postanowiono. To polityka. Jesteśmy tylko żołnierzami. Pan premier, media, opinia publiczna – oni wiedzą lepiej. My słuchamy rozkazów. Najlepiej wtedy wyłączyć myślenie. Wtedy łatwiej jest się nie bać, nawet jeśli wszyscy wiedzą, że zdarza ci się płakać w nocy. Dziś znowu ktoś poszedł na zmarnowanie. On już o niczym nie będzie myśleć i nie będzie się bać. On już nie… To taka gra, jak ktoś zginie. Towarzysze mówią o tym, czego on już nie zrobi. On już nie spakuje swoich rzeczy. Nie zaminuje bazy. Nie wysadzi jej. Nie wycofa się z południowego Libanu. Witajcie w Twierdzy Beaufort i żegnajcie zarazem. Przybywajcie w pokoju i odejdźcie w pokoju. Ale czy w spokoju? Książka wprowadza nas w inny wymiar izraelskiej rzeczywistości. Ten, którego nie znamy i który trudno jest sobie wyobrazić. Tam, gdzie liczy się odwaga, solidarność i poświęcenie. Tylko dla kogo to wszystko? Dziennikarzy, którzy napiszą to, co i tak chcą napisać? Rozhisteryzowanych bojowniczek o pokój, dla których jesteś tylko „mięsem armatnim” i nie masz własnego zdania? Dla zblazowanych biznesmenów i urzędników pijących poranną kawę gdzieś w Tel Avivie? Myślisz często o swojej dziewczynie, ale tak naprawdę ona nie rozumie, co tak naprawdę czujesz w tej chwili. Tylko twoi towarzysze potrafią cię zrozumieć. Tak bez górnolotnych słów i zbędnego gadania. To rzecz o przyjaźni, która przetrwa i ze zdumieniem stwierdzasz, że nawet aszkenazyjczyk może być twoim przyjacielem. Książka Rona Leshema to prawdziwa uczta i fascynujące przeżycie. Podróż do innego świata odczuć i innego stanu ducha. To coś, co nie pozostawi was obojętnym. Na pewno długo jeszcze nie zaznacie spokoju…
  
Powieść „Twierdza Beaufort” ukazała się w Polsce w 2009 roku nakładem wydawnictwa „W.A.B.” w przekładzie Agnieszki Kopycińskiej.
 
Jarosław Zarębski

Meir Shalev, „Rosyjski romans”


Tytuł książki jest mylący. To nie jest historia miłosna. I nie dzieje się w Rosji, tylko w Palestynie. Po zasygnalizowaniu tych pierwszych niezgodności, można przejść do rzeczy. Książka Meira Shaleva opowiada o osadzie położonej w Dolinie Jizreel, a założonej przez Żydów pochodzących z Cesarstwa Rosyjskiego przybyłych w czasach drugiej aliji. To świat pionierów, którzy przybyli do ziemi przodków, aby objąć ją w posiadanie. To świat ludzi żyjących ideą i próbujących budować nową rzeczywistość. Czy aby na pewno lepszą? Książka Shaleva pełna jest barwnych postaci i rozmaitych zdarzeń przedstawionych niekoniecznie w chronologicznym ciągu (co charakterystyczne dla tego pisarza, a od czytelnika wymaga więcej skupienia i uwagi). To rzecz o marzeniach i rozczarowaniach, o ciężkiej pracy i zwyczajnym życiu. O sympatiach i animozjach, o problemach życia pionierów, którzy w istocie pracują dla idei i po latach takiego życia sami nie są pewni, czy uzyskany rezultat w jakikolwiek sposób odpowiada pierwotnym zamierzeniom. Książka jest krytycznym spojrzeniem syjonistyczne idee i życie pionierów w Erec Israel. Na początku marzono o lepszym, bezpiecznym i dostatnim życiu, czerpaniu satysfakcji z pracy na roli w dawnej ojczyźnie. W efekcie jednak otrzymano małą zaściankową wioskę typową dla zasiedziałego społeczeństwa z klimatami znanymi nam chociażby z „Samych swoich” (chociażby konflikt moszawu naszych pionierów z sąsiednim kibucem). Miało wszak być tak pięknie… Opisana historia jest oparta o dzieje i doświadczenia rodzinnej moszawy pisarza Nahalal, a wiele postaci ma swój pierwowzór w postaciach autentycznych (o czym przekonuje nas chociażby lektura wspomnieniowej książki pisarza pod tytułem „Moja babcia z Rosji i jej odkurzacz z Ameryki”) Książka Shaleva ukazuje nam świat początków osadnictwa żydowskiego w Palestynie. To literacki dokument tej epoki. A jest to epoka barwna i ciekawa, tak jak książka Meira Shaleva. 


Powieść „Rosyjski romans” ukazała się w Polsce w 2010 roku nakładem wydawnictwa „MUZA” w przekładzie Raji Bar Peled.


Jarosław Zarębski